Opis
Emigracja, Czarnyszewicz i geografia przygody. SŁOWO WSTĘPNE Avenida de Mayo, platanowa aleja w Buenos Aires. Rok 1942. Pod cieniami wysokich drzew przechodzi mężczyzna w czarnej dwurzędowej marynarce. Jest wysoki, ale nieśmiały i tak samo nieśmiało uchyli kapelusza, kiedy powita go portier Hotelu Madrid, do którego ten wysoki i nieśmiały właśnie zmierza. W torbie niesie opasły rękopis – „wiązkę dokumentów z ziemi nadberezyńskiej, ujętych w formie powieści”. W małym gabinecie na piętrze przyjmie go za chwilę profesor Wacław Radecki, znany psycholog i organizator życia polonijnego w Argentynie. Mężczyzna w dwurzędowej marynarce wchodzi teraz ciężko po schodach. Denerwuje się. Za oknami cienie platanowej Avenida de Mayo, a on myśli o lasach dawnego Wielkiego Księstwa Litewskiego. Ten mężczyzna to Florian Czarnyszewicz, a ten rękopis „znaleziony” w Buenos Aires to Nadberezyńcy, epos, który za kilka tygodni zachwyceni czytelnicy okrzykną „Panem Tadeuszem XX wieku” i na trzech kontynentach ulegną „wpływowi tego narkotyku”, by przeczytać – jak Czesław Miłosz – „jednym tchem 577 stronic dużego formatu”. A działo się to wówczas, kiedy w tej samej Argentynie Witold Gombrowicz dopiero zbierał materiały do swego Trans-Atlantyku.